Prosty Fitness

Codziennie jadłem czekoladę i przez przypadek schudłem 3 kilogramy.

W ostatnim czasie postanowiłem trochę się ogarnąć i zrzucić kilka nadprogramowych kilogramów.

Tak, żeby powrócił ostateczny wyznacznik wakacyjnego docięcia.

Żyły na podbrzuszu 😎

Swój schemat odżywiania opisałem w poprzednim poście — tam dosyć szczegółowo możecie się z nim zapoznać.

Jest on banalnie prosty i sprowadza się do 3 podstawowych zasad.

  • 80% moich kalorii to prawdziwe jedzenie. Czyli podstawowe i nieprzetworzone produkty. 20% to rozrywka i hedonizm.
  • zmniejszyłem liczbę posiłków do wygodnego i zrównoważonego minimum. Dwa duże plus jeden mały. Ten mały to często wieczorny deser (czekolada🥰).
  • kładę priorytet na odpowiednią podaż białka i gęstość odżywczą posiłków.

Kombinacja powyższych „zasad” pozwala mi w bezproblemowy, elastyczny i przyjemny sposób trzymać zadowalającą formę cały rok.

Duży limit kalorii na każdy z posiłków zwalnia mnie z ich liczenia i daje spore pole do manewru.

Przekłada się to na komfort, spokój i brak stresu, który dieta potrafi wywołać.

Co więcej, swoim życiem zdecydowanie wolę zarządzać w skali makro, nie tej mikro.

Liczenie każdej kalorii w każdej sytuacji to skala mikro.

Podążanie za wygodnym i powtarzalnym schematem to skala makro.

Stała liczba podobnych posiłków to jeden element, którym zarządzam. Ważenie i wpisywanie do aplikacji wszystkiego co jem, to zdecydowanie za dużo zajmowanego w głowie RAM-u i milion zbędnych czynności.

Mniej więcej tak stosuję regułę 80/20 w kontekście odżywiania.

Przez ostatnie dwa tygodnie zrzuciłem 3 kilogramy zupełnie nie odczuwając jakichkolwiek restrykcji.

Jedyne co robiłem to:

  • jadłem dwa duże posiłki dziennie i deser (czekoladę) wieczorem.
  • codziennie jeździłem rowerem dla przyjemności (1-2h).
  • bywałem 2-3 razy w tygodniu na siłowni.

Pierwszy posiłek jadłem z reguły wtedy, kiedy zaczynałem być głodny. Naturalnie wygląda u mnie to tak, że o jedzeniu zaczynam myśleć między 12 a 14.

Na pierwszy posiłek odruchowo wybieram coś „lżejszego”.

Zdecydowanie bardziej wolę zjeść więcej na noc (tak, wiem, to łamanie reguł!). Natomiast niepraktyczne i nieproduktywne jest dla mnie najadanie się w ciągu dnia.

Czuję się wtedy ociężały i powolny.

Co ciekawe, podobny lub zbliżony model odżywiania stosowało wiele społeczeństw na długo przed nami.

Na przykład starożytni Grecy.

Poniżej przykładowy pierwszy posiłek.

  • 6 jajek smażonych na oliwie,
  • resztki pieczonych batatów z kolacji,
  • cebula, szczypiorek, czosnek,
  • ogórki kiszone,

Nie mam pojęcia ile to kalorii, ale przy budżecie 1300-1500 na posiłek ciężko jest mi cokolwiek spieprzyć.

Jak widzicie nie ma tu nic magicznego.

Jest smacznie, tanio i szybko.

Jajka dostarczają wysokiej jakości białka, tłuszczy i piekielne ilości składników makro. Bataty (lub zwykłe ziemniaki) to całkiem wysoki indeks sytości przy niskiej gęstości energetycznej. Natomiast fermentowane warzywa (lub owoce!) to podobno ukłon w stronę flory jelitowej.

Co najważniejsze – powyższe składniki zapewniają mi dobre samopoczucie i sytość na długie godziny.

Kolejny posiłek zjadłem dopiero około godziny 19.

To prawie 6 godzin przerwy.

Żeby było jasne – ja nie zmuszam się do niejedzenia. Po prostu nie jestem głodny po tego typu posiłkach. Wydaje mi się też, że to po części kwestia przyzwyczajenia i co za tym idzie gospodarki hormonalnej.

Poniższy wykres całkiem dobrze obrazuje to, że leptyna i grelina wydzielane są w okolicach wypracowanych drogą nawyków okien żywieniowych.

Ok, powróćmy do przykładów i rzeczy praktycznych.

Wieczorny posiłek wygląda u mnie z reguły w ten sposób.

  • 400-500g mięsa lub podrobów,
  • rozsądne węgle (w 90% to ziemniaki),
  • sporadycznie zielone warzywa (rukola jest 👌)

Niekiedy zaszaleję i na ruszt wjeżdża pizza z Biedronki 😊

Ta z kurczakiem i pieczarkami.

Oczywiście porcja rodzinna – szanujmy się.

I tak to moi drodzy wygląda.

Rano kawa, dwa solidne posiłki, mały deser dla przyjemności i regularna aktywność bez szaleństw i katowania się.

Z czasem efekty pojawiają się zupełnie z zaskoczenia. Konsekwencja i wpadnięcie w niemal bezmyślną rutynę to klucz.

Wstaję, robię swoje, kładę się spać i wstaję lżejszy.

Taki sposób na bycie w formie cały rok to trochę jak czary.

Bo przecież nie robię nic nadzwyczajnego i wymagającego, co z reguły jest utożsamiane z dietą i budowaniem sylwetki.

Do następnego,

Łukasz.